Moja przygoda z Lilith

Moja przygoda z mocą Lilith rozpoczęła się podczas niezwykłej wyprawy na Bali – to był pierwszy krok, który zapoczątkował cały proces przemiany. Przemierzałam wyspę, chłonąc mistyczną atmosferę świątyń, wysyłając intencje uwolnienia lęków i otwarcia serca na kobiecą moc. Delektowałam się aromatycznymi masażami, migoczącym blaskiem świec i kwiatami frangipani, które otwierały mnie na przyjemności ciała.

Najważniejszym doświadczeniem był jednak rytuał wody w kameralnej świątyni, wolnej od turystycznego zgiełku. Pod czujnym okiem przewodniczki przechodziłam kolejne etapy oczyszczenia: delikatne obmycie, nadanie intencji, zanurzenie się pod kaskadą wodospadu i medytacja na brzegu krystalicznego źródła. To tam po raz pierwszy poczułam się jak nowonarodzona. Jak energia Lilith uwalnia moje najgłębsze blokady – gniew, wstyd czy buntowniczą pasję – pozwalając im wznieść się ku światłu i przemienić w źródło niewyczerpanej mocy. Przywiozłam z Bali nie tylko nową świeżość i klarowność umysłu, ale także unikalne techniki i inspirujące pomysły na projekty — to właśnie wtedy postanowiłam wrócić i dzielić się z innymi moimi darami i talentami.

Gdy wróciłam do domu wiedziałam, że jestem gotowa, by dzielić się swoją wiedzą z jeszcze większym gronem kobiet, dlatego zaczęłam organizować warsztaty między innymi na temat Lilith, równolegle dalej pracując z jej archetypem w swoim horoskopie i schodząc jeszcze głębiej po swoją autentyczność. Dostrzegłam, jak potężnie ten archetyp potrafi działać: z jednej strony budzi ogromną kreatywność i napędza sukcesy, z drugiej – jeśli pozostanie nieświadomy, może destrukcyjnie wpływać na związki i codzienne decyzje burząc w ułamku sekundy, to co dla nas ważne. Nikt wcześniej nie zgłębiał tej tematyki tak dogłębnie – ciemne aspekty Lilith zazwyczaj omijano lub traktowano powierzchownie. Potem działy się kolejne cuda, transformacje i zmiany. Niektóre bolesne – rozsadzały serce, burzyły stare struktury, wyciągały na światło to, czego przez lata nie chciałam widzieć. Ale to właśnie one stały się katalizatorem mojej przemiany. Dzięki nim miałam odwagę spojrzeć sobie prosto w oczy, bez masek, bez udawania. Stanęłam do swojej prawdy – tej surowej, pięknej i pełnej mocy. Do sprawczości, która nie potrzebuje zgody z zewnątrz, bo płynie z wnętrza. Dziś jestem w pięknym miejscu w życiu – wypełniona sensem, ugruntowana w swojej misji, otoczona miłością i wspierającymi duszami. Czuję wdzięczność za każdą łzę, każdy wzruszający moment, każdy błysk inspiracji i każdą cudowną kobietę, która zdecydowała się być częścią tej transformującej drogi, która poczuła to wołanie i dołączyła do tej wspólnej podróży ku sobie.